(ANS – Rzym) – Dzień 8 grudnia, uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny nie jest jednym z wielu dla salezjanów Księdza Bosko. A to zarówno ze względu na nabożeństwo, jakie salezjanie, idąc za przykładem swojego założyciela, zawsze żywili do Maryi Niepokalanej, jak i rocznicę pierwszego spotkania Księdza Bosko z Bartłomiejem Garellim, które stanowi pierwsze spośród wielu innych podobnych spotkań – dla Księdza Bosko i tych, którzy go naśladowali – dzięki którym miliony zagrożonych ludzi młodych na całym świecie mogły spotkać wartościowych dorosłych, którzy byli w stanie odpowiednio ich ukierunkować na drogach ku przyszłości i zjednoczenia z Bogiem. Stąd też z okazji 180. rocznicy tego wydarzenia w dniu wczorajszym Przełożony Generalny przewodniczył uroczystej Eucharystii w Bazylice Najśw. Serca Pana Jezusa w Rzymie, po której miał miejsce “krąg maryjny” na przylegającym do niej podwórzu. Na początku swojej homilii ks. Á.F. Artime przytoczył słowa Benedykta VI, zaznaczając, że istota chrześcijaństwa nie zasadza się na jakiejś abstrakcyjnej koncepcji, ale na spotkaniu z osobą, Jezusem Chrystusem, Synem Bożym. “Gdyby nasza wiara była jakąś doktryną czy ideologią, jak te, których nie brakowało na przestrzeni wieków, już by jej nie było i nie byłaby potrzebna Maryja”. Uroczystość Niepokalanej odsyła nas do tego “godnego mieszkania”, jakie Bóg chciał dla swojego Syna, zachowując Ją od wszelkiej zmazy. “Taka jest istota dogmatu o Niepokalnym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny” – stwierdził Przełożony Generalny, który zaraz potem zwrócił się do wiernych w tych słowach: “Jest to coś bardzo pięknego, ponieważ oznacza, że wraz z naszym zakochaniem się w Bogu otrzymaliśmy także w darze ‘mamę’! I to odczucie Maryi jako matki było tym, co uratowało wiele tysięcy chrześcijan w różnych epokach i sytuacjach”. Nawiązując do Ewangelii z uroczystości Niepokalanej, zatrzymał się na słowach archanioła Gabriela do Maryi: “Raduj się, Maryjo!”. Kiedy się przyjmie plan Boży w swoim życiu, nie istnieje inny sposób życia poza tym wyrażonym w pierwszym “raduj się”. Ta radość Maryi nie ogranicza się do słodkiego i pełnego nadziei momentu poczęcia i ciąży: jest to radość, która rozciąga się na całe życie Maryi, również w latach niezrozumienia, kiedy jej Syn był uważany za szaleńca przez ówczesne władze, a nawet na Golgocie, kiedy widzi, jak Jezus umiera jak przestępca. “Również tam uważa, że powinna się radować, ponieważ wszystko składa się na tajemnicę Boga”. Ksiądz Á.F. Artime zachęcił następnie wiernych do postawienia sobie pytania, czy naprawdę, jako chrześcijanie, mają tyle wiary, by radować się także w trudnościach i problemach. A to dlatego, że istnieje ryzyko, co powiedział wyraźnie, które polega na tym, że damy się ponieść w naszym życiu jego pewnym schematom i odruchom, balansując między pracą, zmęczeniem, pięknymi chwilami i trudnymi czasami... I będziemy się ograniczać do jakiegoś gestu religijności tu czy tam, takich jak okazjonalne pokropienie się wodą święconą. Stąd też na koniec zastanawiając się, postawił pytanie: “Czy jest możliwe większe szerzenie naszej wiary? Myślę, że tak, ale to wymaga życia w stałej radości, także wtedy, gdy nie widzi się niczego, kiedy wszystko wydaje się mrokiem, jak to czyniła Maryja przez wiele lat”. Przełożony Generalny przypomniał również pierwsze spotkanie Księdza Bosko z Bartłomiejem Garellim w trakcie pewnego wydarzenia, które prawie że w ukryciu rozegrało się w zakrystii kościoła św. Franciszka z Asyżu w Turynie. Jednak zastanawiając się na nadzwyczajnym rozwojem, jaki potem nastąpił, dającym początek szerokiemu ruchowi osób, które na przestrzeni wieków angażowały się i angażują na rzecz zbawienia młodzieży, zauważył, że “kiedy coś pochodzi od Boga, przetrwa próbę czasu, pomimo wojen, trudności, nieprzyjaciół... pomimo wszystko”. A na pamiątkę pierwszego “Zdrowaś Maryja” – “odmówionego z żarliwości i prawą intencją” przez Księdza Bosko i młodego Garellego, które Święty Młodzieży wskazał jako początek “wszystkich błogosławieństw spływających z Nieba” w latach następnych – po Mszy św. ks. Á.F. Artime, wraz z innymi członkami Rady Generalnej, księżmi inspektorami obecnymi w Rzymie z racji swojego kursu, salezjanami ze wspólnoty Siedziby Generalnej i wiernymi, odmówił “Zdrowaś Maryjo” na podwórzu “Sacro Cuore” w tradycyjnym salezjańskim “kręgu maryjnym”.
Oratorium nie jest budynkiem, a miejscem, gdzie dzieci i młodzież spędzają czas wolny, rozwijają się duchowo i intelektualnie, czują się bezpiecznie. To wszystko zaczęło się 8 grudnia 1841 roku, od rozmowy ks. Jana Bosko z chłopcem z robotniczej dzielnicy Turynu, Bartłomiejem Garelli. Jak? Przeczytaj relację ks. Jana Bosko: “W święto Niepokalanego Poczęcia Maryi, 8 grudnia 1841 roku, ubierałem się właśnie, by odprawić Msze świętą, gdy zakrystian, Józef Comotti, zawołał stojącego w kącie chłopca, by służył mi do Mszy. – Kiedy nie potrafię – odpowiedział ze wstydem. – Jesteś osioł! – rozzłościł się zakrystian. – Jeśli nie potrafisz służyć do Mszy, to po co przychodzisz do zakrystii? – Wściekły chwycił biednego chłopaka, który wziął nogi za pas. Krzyknąłem do zakrystiana: – Co tez pan najlepszego robi? Dlaczego pan bije tego chłopca? Co złego zrobił? – Przychodzi do zakrystii, a nie potrafi nawet służyć do Mszy! – I to jest powód do bicia? – A co to księdza obchodzi? – Obchodzi, bo to mój przyjaciel. Proszę go natychmiast zawołać z powrotem, bo muszę z nim pomówić. Zakrystian pobiegł za chłopcem, dogonił go, jakoś go uspokoił i przyprowadził z powrotem do mnie. Cały drżący i upokorzony patrzał na mnie. Zapytałem serdecznie: – A słuchałeś już Mszy? – Nie. – No to chodź, posłuchasz. A potem porozmawiamy o czymś, co sprawi ci przyjemność. Obiecał, że zostanie na Mszy. Chciałem wymazać z jego pamięci razy, jakie otrzymał i złe wrażenie, jakie musiał mieć o księżach z tego kościoła. Odprawiłem msze, odmówiłem modlitwy dziękczynne, a potem wziąłem chłopca do kaplicy. Przede wszystkim zapewniłem go, ze nikt już nie podniesie na niego ręki, a potem zapytałem: – Jak się nazywasz, mój mały przyjacielu? – Bartłomiej Garelli. – Masz ojca? – Nie, umarł. – A mamę? – Też nie żyje. – Ile masz lat? – Szesnaście. – Potrafisz czytać i pisać? – Nic nie potrafię. – Byłeś u Pierwszej Komunii? – Jeszcze nie. – A u spowiedzi? – Tak, jak byłem mały. – A na religię chodzisz? – Nie mam odwagi. – Dlaczego? – Bo młodsi chłopcy potrafią odpowiadać na pytania, a ja jestem taki duży i nic nie umiem. Wstyd mi. – A gdybym uczył Cię katechizmu, przychodziłbyś? – Bardzo chętnie. – Nawet tutaj? – Byleby tylko mnie nie bili. – Nie bój się, nikt Cię nie będzie bił. Teraz jesteś moim przyjacielem, więc muszą Cię szanować. Kiedy chcesz, byśmy zaczęli nasz katechizm? – Kiedy ksiądz chce. – Dziś wieczorem. – Dobrze. – A gdyby tak zaraz? – Chętnie. Wstałem i na początek przeżegnałem się. Zauważyłem jednak, że Bartłomiej nie zrobił tego, bo nie pamiętał, jak się robi znak krzyża. Na tej pierwszej lekcji katechizmu nauczyłem go zatem znaku krzyża i mówiłem mu o Bogu Stwórcy i o tym, dlaczego Bóg nas stworzył. Nie miał dobrej pamięci, ale dzięki wytrwałości i uwadze w ciągu już paru lekcji nauczył się, czego potrzeba, by odprawić dobrą spowiedź, a potem przyjąć Komunię. Wkrótce dołączyli do niego inni chłopcy. Tej zimy zebrałem także paru dorosłych, którzy potrzebowali dostosowanych do ich wieku lekcji katechizmu. Wciąż miałem na myśli przede wszystkim tych, którzy wychodzili z więzienia. Namacalnie przekonałem się, że jeśli znajdą na wolności przyjaciela, który się nimi zajmie, będzie z nimi w świąteczne dni, znajdzie im prace u uczciwego pracodawcy i odwiedzi ich czasem w ciągu tygodnia, to zapomną o przeszłości i zaczną porządne życie. Staną się uczciwymi obywatelami i dobrymi chrześcijanami. Taki był początek naszego Oratorium, które dzięki Pańskiemu błogosławieństwu rozrosło się tak, jak bym się tego nigdy nie spodziewał”. Źródło: salezjanie.waw.pl